Pierwszy start na szutrze - 37 Rajd Podlaski

W ostatni weekend (26-27 maja) startowałem w Super KJS podczas 37 Rajdu Podlaskiego. To była przygoda wielkich nowości - mój premierowy występ na szutrowej nawierzchni i pierwszy start na tak długich odcinkach. Przez 1,5 dnia przejechałem w sumie 24 km prób sprawnościowych (PS) jadąc full throttle! Udało się dojechać (z przygodami) do mety i odebrać nagrodę za pierwsze miejsce w klasie K1.

Przygotowania

Na początku wyjaśnię, co to jest Super KJS (SKJS): są to imprezy rajdowe, które zazwyczaj organizowane są dodatkowo podczas rajdów okręgowych (RO), maksymalna długość próby pojedynczego odcinka wynosi 4 km. PS muszą spełniać wszystkie wymogi bezpieczeństwa jak dla RO oraz muszą być zakończone metą lotną. W skrócie, amatorzy mogą jechać po skróconej trasie rajdu, w którym startują licencjonowani zawodnicy.

Żeby wystartować w Super KJS auto musi spełniać odpowiednie wymogi bezpieczeństwa, np. posiadać klatkę bezpieczeństwa, a zawodnicy muszą być wyposażeni w m. in. kombinezon. Ale mimo wszystko koszt udziału i startu są dużo niższe niż w RO, ponieważ elementy wyposażenia nie muszą posiadać aktualnej homologacji FIA.

Moja Micra posiada kartę samochodu rajdowego i klatkę bezpieczeństwa, więc kiedy dowiedziałem się, że Automobilklub Podlaski organizuje SKJS w okolicy mojego rodzinnego Białegostoku, to od razu pomyślałem, że jest to idealna okazja, aby spróbować wziąć w nim udział. Auto stało przez ostatnich 8 miesięcy nieużywane i potrzebny był solidny przegląd, serwis i przygotowanie do startu na szutrze. Na początku maja zapakowałem "Mirkę" na wynajętą auto-lawetę i przez noc zawiozłem ją do Białegostoku.

Start

W sobotę od rana do 13:00 mogliśmy z pilotem zapoznać się z trasą rajdu i każdy odcinek przejechać zgodnie z przepisami ruchu drogowego maksymalnie trzy razy. Polega to na tym, że podczas pierwszego przejazdu dyktuję pilotowi opis trasy, a przy kolejnych sprawdzamy go i ewentualnie korygujemy.

Po godzinie 15:00 wystartowaliśmy już na trasę dojazdową do pierwszego OSu - "Straszewo 1". Plan na przejazd był prosty, zachowawczo przejechać i postarać się po takiej przerwie wyczuć auto oraz przetestować przyczepność na szutrze. Udało się całkiem nieźle, kilka zakrętów przejechałem z dość dużym zapasem, a kilka było moim zdaniem zhamowanych i przejechanych poprawnie. Uwidocznił się największy mankament długiej skrzyni, silnik „Mirki” dość dynamicznie „ciągnie” tylko na wysokich obrotach, a obecna długa skrzynia utrudnia bardzo to zadanie. Drugi OS "Zubry 1" przejechałem już delikatnie pewniej, auto z podniesionym zawieszeniem spisywało się nadzwyczaj przewidywalnie.

Po pierwszej pętli byliśmy na 10 miejscu w generalce SKJS, wynik może nie powalający, ale Mirka to najwolniejsze auto w całej stawce, a mimo wszystko udało się przeskoczyć 2ch kierowców z klasy wyżej.

Druga pętla

Po szybkim serwisie w miejscowości Gródek, wyruszyliśmy na drugą pętle rajdu, do przejechania mieliśmy znowu dwie te same trasy.

Teraz wszystko poszło zdecydowanie szybciej, widać to w szczególności po różnicach czasowych - OS 3 przejechałem 12 sekund szybciej w porównaniu do OS 1, a na OS 4 urwałem ponad 7 sekund do OS 2.

Co do wyników to „Straszewo 2” przejechałem na 10 pozycji, do czołówki mocniejszej klasy K2 brakowało bardzo niewiele, a dokładniej 2.2 sekundy, aby przesunąć się na 7-me miejsce (było ciasno). Natomiast ”Zubry 2”, to była petarda, przejechałem równo i zdecydowanie, najlepszy OS na rajdzie, wyprzedziłem tu auta dużo mocniejsze i dojechałem na siódmej pozycji w generalce.

Durga pęta pokazała, że malutkim autem też da się walczyć i dała mi dużo pewności siebie, nawet chyba aż za dużo.

Dzień drugi

W niedziele rano po zatankowaniu wyruszyliśmy na dojazd do odcinka "Niewodnica Nargilewska-Kol", który mieliśmy przejechać dziś dwa razy. Start trochę się opóźniał, żar lał się z nieba i czekaliśmy już zniecierpliwieni. Korzystając z chwili wolnego obejrzałem dostępny na stronie rajdu onboard z trasy, żeby utrwalić drogę i sprawdzić notatki.

To był chyba błąd, bo od początku jechałem bardzo odważnie, wszystko wychodziło pięknie, aż do połowy odcinka. Wszedłem w „piątkowy prawy” zakręt zdecydowanie za szybko, auto wyjechało na zewnętrzną, trzymając gaz starałem się je wyprowadzić, ale na poboczu znajdowały się ogromne kamienie. Micra przyjęła solidny cios w próg od strony kierowcy i tylne lewe koło, wzbiła się w powietrze, w ułamku sekundy na około pojawiła się ogromna ilość kurzu i piachu. Obróciło nas niemal o 150 stopni, na szczęście nie wypadliśmy z trasy, musiałem tylko zawrócić. Z lekką dozą niepewności, czy auto jest całe zacząłem napierać do przodu, czułem, że tył auta zachowuję się niestabilnie jednak się nie zatrzymywałem. Domniemywałem, że jest problem z tylnym lewym kołem, cały czas miałem nadzieję, że nie uszkodziłem zawieszenia i to tylko zeszło powietrze. Napierałem na około 70% możliwości, teraz liczyła się meta a nie czas.

Za metą stop szybki przegląd co się stało, mocno wgnieciony próg auta, koło uszkodzone i bez powietrza, ale zawieszenie wygląda ok. Najprawdopodobniej uratował nas fakt, że auto uderzając w próg uniosło się do góry i tylne zawieszenie nie zniszczyło się na kamieniu. Podejmujemy decyzję z pilotem, że wymieniamy zapas i jedziemy dalej. Przed nami tak zwana komasacja, czyli chwila na przegrupowanie i przepuszczenie zawodników RO. Myśleliśmy z pilotem, że koło możemy zmienić w trakcie, ale sędzia wybił nam ten pomysł z głowy, moglibyśmy otrzymać karę. Całe 30 minut czekania bez możliwości naprawy… w tym czasie przynajmniej ustaliliśmy plan działania i podział obowiązków przy wymianie koła. Po wyjezdzie z komasacji, mogliśmy wymienić koło, ale musieliśmy się stawić na punkcie kontroli czasu ostatniego odcinka o wyznaczonej godzinie, a tego czasu nie było bardzo dużo. Operacja się udała, wymieniliśmy zapas i stawiliśmy się na starcie ostatniego przejazdu.

Tylko to już nie było to samo, do końca nie byłem pewien czy z samochodem jest wszystko ok, nie naciskałem i starałem się przejechać tylko do flagi z szachownicą.

Meta

Ceremonia mety odbywała się w samym centrum Białegostoku, wszystkie samochody wjechały na główny deptak miasta, robiąc jedocześnie spore zamieszanie strzałami z wydechów i przygazówkami. Zwycięzcy otrzymywali medale, my również za zajęcie pierwszego miejsca w klasie K1. Niestety byliśmy jedyną załogą w tej kategorii, więc traktuje to jako miłą pamiątkę, a nie jako wielkie osiągnięcie.

W klasyfikacji generalnej kończymy SKJS na 10 pozycji, mój cel został osiągnięty, mimo najsłabszego auta, udało się dojechać odrobinę wyżej.

Jak myślę o tej przygodzie z kamieniem, to w sumie się z niej cieszę, uświadomiło mi to jak rajdy są niebezpieczne i pozkazało, że jeszcze nie mam doświadczenia, żeby pozwolić sobie na jazdę na limicie. Ta lekcja też okazała się stosunkowo tania, bo auto jest niemal nieuszkodzone.

To, że znalazłem się na mecie to głównie zasługa super przygotowanego auta, chciałbym bardzo podziękować Krzyśkowi - KitCar Serwis za włożoną pracę i pomoc z autem, gorąco polecam. Dziękuję też pilotowi Piotrkowi za równe dyktowanie i opanowanie w stresujących sytuacjach. Ja tymczasem sprawdzam kalendarz i szukam terminu, gdzie mógłbym znowu pojawić się na trasie jakiegoś Super KJS-u.

Zdjęcia z odcinków: Paweł Polecki Fotografia .


Przeczytaj jeszcze: